zamknij
REKLAMA
korki w miastach (Pixabay/staboslaw)

Rozwój gospodarczy oraz bogacenie się społeczeństwa, a także dostęp do zachodnich rynków sprawiły, że dziś samochód nie jest dobrem luksusowym, a przedmiotem codziennego użytku. Tak powszechnym, że nierzadko w gospodarstwie domowym jest więcej niż jedno auto. Generuje to jednak poważne problemy. Coraz częściej następstwem tego są potężne korki w miastach, przez które tracimy rocznie miliardy złotych.

Ile jest aut w Polsce?

Według danych Polskiego Związku Motoryzacyjnego w 1990 r. w Polsce było zarejestrowanych 9,041 mln pojazdów, w tym 58,2% samochodów osobowych. Na koniec 2015 r. po naszych drogach jeździło już 27,409 mln pojazdów, ale samochody osobowe stanowiły już 75,6%, co przełożyło się na 20,723 mln pojazdów (a według najnowszych danych za 2016 r. to już 21,675 mln aut).

To oznacza, że od czasów przemian ustrojowych liczba wszystkich pojazdów jeżdżących po drogach wzrosła trzykrotnie. Natomiast liczba aut osobowych oraz dostawczych, czyli tych, które wjeżdżają do miast – aż czterokrotnie. Korki w miastach w końcu z czegoś się biorą.

W tym trendzie Polska nie jest odosobniona. Europejskie metropolie, po podźwignięciu się z wojennych zniszczeń, również przeżywały samochodowy zachwyt. Tyle tylko, że tam ten zachwyt najwyraźniej mija. To właśnie europejskie stolice są w czołówce, jeśli chodzi o pomysły na rozwiązanie problemu zatłoczonych miast. W Polsce urzędnicy i sami mieszkańcy dopiero zaczynają sobie zdawać sprawę, że taki problem istnieje.

Według badań ORB International, aż 86% mieszkańców Rzymu i 74% mieszkańców Lizbony posiada własny samochód. Tymczasem w Sztokholmie wskaźnik ten to tylko 51%, w Paryżu – 53%, w Berlinie – 57%, a w Londynie – 59%. Warszawa jest tutaj w środku stawki (67%). Jednocześnie największy odsetek użytkowników służbowych aut jest w Amsterdamie (8%), a najwięcej osób zadeklarowało brak własnego samochodu w Sztokholmie (45%) i w Paryżu (44%). Dla Warszawy wskaźnik ten wyniósł 29%.

Samochodów więcej niż mieszkańców

Według sierpniowego raportu Głównego Urzędu Statystycznego w Polsce na 1000 mieszkańców są564 samochody. GUS nie podaje bardziej szczegółowych wskaźników dla miast, jedynie dla województw. Przodują: wielkopolskie – 627, mazowieckie – 621 oraz opolskie – 607. Natomiast według informacji z samych miast wynik na poziomie 800 aut/1000 mieszkańców nie jest niczym nadzwyczajnym.

W Warszawie, która liczy sobie ok. 1,74 mln mieszkańców, jest ponad 1,6 mln zarejestrowanych pojazdów, co oznacza, że omawiany wyżej wskaźnik przekracza 900 pojazdów/1000 mieszkańców. We Wrocławiu to już ponad 877 pojazdów/1000 mieszkańców. A w Olsztynie czy w Sopocie szacunkowe dane świadczą, że jest tam więcej aut niż samych mieszkańców. Tylko w Gdańsku wskaźnik okazał się niższy od średniej krajowej.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ  Hyundai i Kia będą współpracować z firmą... Rimac!

Korki w miastach naturalną koleją rzeczy

Nic więc dziwnego, że w godzinach szczytu polskie miasta często bywają nieprzejezdne. W 2016 r. przedstawiono głośny raport dotyczący kosztów, z jakimi jest związane stanie w korkach w siedmiu polskich miastach. Według tej analizy w Warszawie, w Krakowie, we Wrocławiu i w Poznaniu kierowcy spędzają w ten sposób ok. 8–9 godzin miesięcznie. W Łodzi, Gdańsku i w Katowicach jest nieznacznie lepiej – ok. 5–6 godzin. Oznacza to, że rocznie każdy z kierowców z powodu korków traci od 2187 (Łódź) do 3976 zł (Warszawa).

Choć mowa tu o wielkościach trudno przeliczalnych na pieniądze, to raport pośrednio sygnalizował jak duży kłopot miasta mają z samochodami. Tym bardziej, że media obiegła efektowna suma 3,8 mld zł, która wzięła się ze zsumowania kosztów korków we wszystkich miastach.

Na wszystkie auta nie ma miejsca

Powyższe dane oznaczają, że mamy problem nie tylko z czasem jazdy po mieście, ale także z samą miejską przestrzenią. Np. we Wrocławiu jest zarejestrowanych blisko 552 tys. pojazdów, to biorąc pod uwagę minimalne wymiary miejsca postojowego, czyli 5×2,3 m, w sumie potrzebują one ok. 6,35 km2 powierzchni, gdyby postawić je obok siebie. To ponad 2% powierzchni Wrocławia, albo ok. 850 boisk piłkarskich. Tymczasem liczba miejsc postojowych we wrocławskiej strefie płatnego parkowania, obejmującej ulice położone w centrum miasta i w jego bezpośrednim obrębie to 4223. Stolica Dolnego Śląska nie jest tu żadnym wyjątkiem. A problem będzie narastać, bo liczba samochodów z roku na rok rośnie. Brak wystarczającej liczby miejsce parkingowych sprawia, że nawet 20-30% ruchu miejskiego w ścisłym centrum generując kierowcy szukający miejsca postojowego.

Dlatego też jest pomysł, by odejść od sztywnego ustalania stawek parkingowych. Miasta mają mieć możliwość wyznaczania dwóch rodzajów stref płatnego parkowania – zwykłej i śródmiejskiej. W zwykłej strefie płatnego parkowania pierwsza godzina postoju mogłaby kosztować maksymalnie 3 zł, ale w śródmiejskiej – już 9 zł.

Czy takie rozwiązania rozwiążą kwestię korków w miastach. Mogą co najwyżej pomóc. Bez sprawnie działającej komunikacji miejskiej ciężko bowiem sobie wyobrazić, by kierowcy na większą skalę rezygnowali ze swoich pojazdów.

Tagi: korkiruch drogowy
Wojciech Traczyk

Autor Wojciech Traczyk

W branży motoryzacyjnej już od ponad piętnastu lat. Lubię wszystko, co ma cztery koła, ale interesują mnie również inne zagadnienia z szeroko pojętej branży - od nowinek technologicznych, poprzez kwestie dotyczące zmieniających się przepisów, aż po inwestycje w branży automotive czy też rozbudowę infrastruktury drogowej.

DODAJ KOMENTARZ