zamknij
PO GODZINACH

Latające samochody – pomysł, którego (jeszcze) nie udało się zrealizować

REKLAMA
Latające samochody | autofakty.pl

Zapewne nie raz stojąc w korku marzyło nam się, aby wzbić się w powietrze, przelecieć kilka kilometrów, wylądować i spokojnie odjechać omijając zator i innych, zdenerwowanych kierowców. Czy to tylko płonne nadzieje i marzenia nie do zrealizowania? Co prawda pomysł latającego auta jest w głowach konstruktorów od lat, ale jego realizacja wbrew pozorom nie jest prosta. Czy kiedykolwiek powstanie latający samochód, na który każdy będzie mógł sobie pozwolić?

Zacznijmy od teorii i sprowadzenia marzeń – nomen omen – na ziemię. Otóż z definicji, auto porusza się po nawierzchni gruntowej, ulicy, drodze pozamiejskiej itp. To oczywiste. Jeśli jednak samochód mógłby wzbić się w powietrze na pewną wysokość i pokonać konkretny dystans, w świetle prawa przestałby być samochodem, tylko statkiem powietrznym. I właśnie w tym momencie pojawia się komplikacja prawna. W chwili obecnej nie ma odpowiednich przepisów, wedle których samochód mógłby wystartować np. z parkingu bądź autostrady i wzbić się w powietrze. Jedno z drugim się wyklucza – samolot lub inny statek powietrzny nie może poruszać się po drogach publicznych, samochód natomiast nie może startować z dowolnego miejsca bez żadnego pozwolenia, poinformowania kontroli lotów itp. Co więcej, gdyby to byłoby możliwe, taki ruch powietrzny musiałby być w jakiś sposób kontrolowany, w innym przypadku pozostałe samoloty np. pasażerskie lub wojskowe byłyby w dużym niebezpieczeństwie. Reasumując, na niebie powstałby totalny chaos.

Być może to trochę smutne, ale na chwilę obecną taki latający samochód nie ma większego sensu, ponieważ wedle prawa, po drogach publicznych mógłby tylko jeździć, natomiast w powietrze mógłby wzbić się tylko z lotniska zgodnie z normalnymi procedurami. Mówiąc wprost, zamiast płacić fortunę za latający samochód, lepiej kupić normalny pojazd oraz śmigłowiec lub samolot. Samochodem jedziemy na lotnisko, latamy do woli, lądujemy, a do domu wracamy już „na kołach”. Czy to się zmieni? Jest na to szansa…

Początki latających samochodów

Terrafugia Transition

Oczywiście pomysł stworzenia latającego samochodu istniał od wielu lat, ale stosunkowo niedawno pojawiły się pierwsze udane konstrukcje oraz prototypy. Sceptycy zapewne powiedzą, że nie jest to ani dobry samolot, ani sprawny samochód, ale dla ludzi, którzy żyją marzeniami i mają pokaźne sumy na kontach w banku to nie ma znaczenia. Liczy się realizacja pasji i spełnianie zachcianek. A fakt, że te pojazdy wyglądają bardzo dziwacznie i sprawiają wrażenie, że za chwilę coś odpadnie jest nieistotny.

Jedną z pierwszych firm, która z pełnym impetem weszła na rynek latających pojazdów była Terrafugia. Przedsiębiorstwo z siedzibą w Massechusetts stworzyło model Transition i określiło go mianem jeżdżącego samolotu. Faktycznie, wehikuł wygląda jak samolot, zaś podczas jazdy ma złożone skrzydła i przypomina niewielką awionetkę. Różnicą są oczywiście cztery koła oraz zestaw świateł drogowych. Co ciekawe, konstrukcja istniała od kilku lat, ale wcześniej promocję skoncentrowano na rynku lotniczym. Jednak gdy zdecydowano się na produkcję w 2012 roku, zmieniono grupę odbiorców i postanowiono zaprezentować model Transition na targach samochodowych. To okazało się strzałem w dziesiątkę, gdyż w większości przypadków klientami były osoby bez licencji pilota i doświadczenia w lataniu.

Pierwsze testy lotnicze pojazdu odbyły się w marcu 2009 roku, wtedy też pojazd otrzymał świadectwo od Federal Aviation Administration dopuszczenie do ruchu lotniczego jako lekki samolot sportowy, a w lipcu 2011 roku od National Highway Traffic Safety Administration dopuszczenie do ruchu samochodowego. To nieliczny przypadek, w którym prawo pozwala na jazdę po drogach publicznych oraz swobodny lot.

Dane techniczne być może nie są imponujące, ale najważniejsza jest swoboda. Prędkość maksymalna podczas lotu to około 180 km/h, na ziemi zaś około 100 km/h. Maksymalny zasięg to około 780 kilometrów, zaś do startu niezbędny jest pas o długości nieco ponad pół kilometra.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ  Rozmowa z Przemysławem Trzaskowskim z Bridgestone - o nowej Turanzie T005 i przyszłości opon

PAL-V

 

O ile poprzednia propozycja niosła ze sobą pewne ograniczenia i trudności, tak holenderski projekt o nazwie PAL-V (Personal Air and Land Vehicle), mimo ekscentrycznego wyglądu, wydaje się o wiele lepiej dopracowany. Na ziemi jest trójkołowym pojazdem przechylającym się na zakrętach jak motor, natomiast po wciśnięciu jednego guzika przemienia się we w pełni funkcjonalny żyrokopter. Co to takiego?

Siła nośna wytwarzana jest przez śmigła, które nie są napędzane silnikiem, ale wprowadzane są w ruch dzięki opływającemu je powietrzu. Za sprawą autorotacji może spokojnie spadać, co ma nie pozostawać bez wpływu na jego bezpieczeństwo. W wypadku awarii silnika, samo opadanie powoduje obroty wirnika. Powstaje wtedy siła nośna i pojazd bezpiecznie traci wysokość. Co więcej, PAL-V wymaga bardzo niewiele miejsca do startu i lądowania – rozbieg zajmuje jedynie 60 metrów.

Pal-V One (fot. YouTube) | autofakty.pl
Pal-V One (fot. YouTube) | autofakty.pl

Maksymalny pułap konstrukcji to 1500 metrów, natomiast prędkości dochodzi do 195 km/h. Na ziemi jest równie sprawny, gdyż prędkość maksymalna to nawet 200 km/h zaś przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje zaledwie 5 sekund. Mało zalet? Kolejną jest spalanie – zaledwie 4l /100km. Zasięg to około 600 km. No dobrze, teraz pora na wady. W sumie to tylko jedną.

Cena, jaką trzeba zapłacić za ten ciekawy pojazd do ponad 1,2 miliona złotych. Jak już wspomnieliśmy na początku, jest to kwota, która wystarczy na świetny samochód sportowy, motocykl i niewielką awionetkę. Na żaglówkę też zostanie.

Zee.Aero

Jakiś czas temu, w okolicach placówek Google’a w Mountain View powstała firma Zee.Aero, zaś niedługo potem Kitty Hawk. Na początku nikt nie miał pojęcia, kto stoi za założeniem tych przedsiębiorstw oraz co najważniejsze, czym się w ogóle zajmują. Wszystko zaczęło się w 2010 roku, kiedy to Larry Page, współzałożyciel najpopularniejszej wyszukiwarki internetowej Google, zainwestował prywatne pieniądze w stworzenie czegoś, o czym od dawna marzył. W sumie nie tylko on, a mowa oczywiście o latającym samochodzie.

Zee.Aero (fot. YouTube) | autofakty.pl

Obecnie, po kilku latach i zainwestowaniu przeszło 100 milionach dolarów, mała firma zmieniła się w duży budynek, strzeżony hangar lotniczy oraz jednostkę produkcyjną ulokowaną w centrum badawczym NASA. Kilkaset metrów od biur Zee.Aero działa zaś druga firma, również należąca do Larry’ego Page’a. To Kitty Hawk, na czele której stanął Sebastian Thrun, twórca programu autonomicznych aut w Google. Co ciekawe, druga firma miała być swego rodzaju konkurencją dla pierwszej i eksperymentem, w którym Page chciał sprawdzić, czy mniejszy zespół jest w stanie wypracować to samo co większy, ale w krótszym czasie. Tak czy inaczej obie firmy pracują nad jednym projektem – latającymi autami.

Pierwsze projekty i testy – jak to zwykle bywa – nie przyniosły sukcesu. Mowa między innymi o prototypie podłużnego jednomiejscowego samolotu z rzędami poziomo ułożonych wzdłuż kadłuba śmigieł, mających zapewnić pionowy start i lądowanie. Za napęd oraz siłę nośną natomiast odpowiadały skrzydła z tyłu, z dwoma śmigłami pchającymi. Obecnie trwają prace nad dwoma projektami, które są do siebie w pewnym stopniu podobne. Wąskie kadłuby, bulwa kokpitu dla jednej osoby, zamontowane z tyłu składane skrzydła oraz dwa śmigła pchające lub zestawy pionowo ustawionych śmigieł po bokach. Podobno powstaje również tajemniczy projekt quadrokoptera, czyli dużego drona z możliwością pionowego startu i lądowania. Czy coś z tego powstanie? Potencjał jest naprawdę duży, zaś za projekt odpowiedzialni są ludzie z fantazją m.in. Elon Musk. Warto śledzić postępy.

Tagi: ciekawe projektylatające samochodyomijanie korków

DODAJ KOMENTARZ